piątek, 28 stycznia 2011

Dokocenie? Co się może stać, gdy kupisz drugiego kota.

Jakiś czas temu przyniosłeś do domu kotka? Kiciuś rozkochał w sobie Ciebie i Twoją Rodzinę i obecnie zastanawiasz się czy nie kupić drugiego? Ja przechodziłem dokładnie taką sytuację więc chętnie podzielę się z Tobą swoimi doświadczeniami.

Przede wszystkim muszę Cię ostrzec, że u kotów sytuacja z powiększaniem "stada" wygląda nieco inaczej niż w przypadku większości innych zwierząt domowych, w tym psów. Nie licz na to, że Twój kotek z radością powita nowego mieszkańca, natychmiast zaczną się świetnie bawić i wszyscy będą żyć długo i szczęśliwie. No, może trochę przesadziłem. Oczywiście, że wszyscy będą żyć długo i szczęśliwie tylko nie koniecznie od razu w zgodzie i pełnej symbiozie. W moim przypadku pierwszym kocim mieszkańcem domu był kocur Wadim, który pod fachowym okiem lekarza weterynarii, stał się statecznym i spokojnym kastratem. Wadim od początku wspólnego zamieszkiwania był na tyle bezproblemowy i przewidywalny, iż uznaliśmy, że książkowe informacje na temat terytorialności kotów domowych i ich wiecznej gotowości do walk wewnątrzgatunkowych na pewno nie dotyczą naszego najukochańszego mruczusia.
Nie będę tutaj opisywał jak to się stało, że do Wadima dołączyły Bufka i Balladyna, ponieważ tematem tego opowiadania nie jest ewoluująca w nas miłość do tego wspaniałego gatunku zwierząt jakim jest kot domowy. Istotnym faktem jest to, że pewnego zimowego popołudnia do mieszkania, będącego od pół roku w wyłącznym posiadaniu samotnego Wadima, przyjechały w kontenerku dwie prześliczne, młodziutkie kotki Bufka i Balladyna. Byliśmy szczęśliwi, że Wadim nie będzie od tej pory sam i wyobrażaliśmy sobie czułe powitania i wzajemne zabawy obu zapoznawanych ze sobą stron. Po zdjęciu wierzchnich ubrań, jak najszybciej otworzyliśmy kontenerek, aby rozpocząć tą wyczekiwaną i radosną, jak sądziliśmy, chwilę i tutaj nastąpiło pierwsze rozczarowanie.
Kotki nie bardzo chciały wyjść z kontenerka. Po wielu namowach i zabiegach udało się w końcu skłonić do wyjścia Bufkę. Kotka w końcu powoli i ostrożnie zaczęła zwiedzać nasze mieszkanie i m.in. odważnie, choć nieufnie obwąchała się w Wadimem, który wbrew przewidywaniom nie wyglądał na szczególnie szczęśliwego ze spotkania. Jeszcze wówczas nie wiedzieliśmy, że zachowanie Bufki było przejawem szczególnej odwagi i siły charakteru. W przypadku Balladyny pierwsze opuszczenie kontenerka przebiegało zupełnie inaczej. Kotka wyszła na środek pokoju i jej wzrok spotkał się ze wzrokiem Wadima. Oba zwierzaki zastygły tak na chwilę. Niestety nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. W pewnej chwili jak na komendę kotka zaczęła uciekać a kocur zaczął ją gonić. Złapaliśmy oba zwierzaki. Po krótkiej naradzie postanowiliśmy oddzielić obie kotki od kocura, aby dać obu stronom więcej czasu na zaakceptowanie zmian jakie nastąpiły w ich dotychczasowym życiu. Przy okazji musiałem odwiedzić okoliczny sklep zoologiczny w celu zakupienia drugiej kuwety, misek i drugiego kompletu wszystkich tych rzeczy jakie wówczas wydawały się nam niezbędne przy posiadaniu kotów, z których jak się domyślacie większość do dziś leży bezużytecznie w szafie.
Przez kilka następnych dni nasze mieszkanie zostało podzielone na dwia zwaśnione "obozy polityczne", oddzielone "linią demarkacyjną" w postaci drzwi od naszej sypialni. Najbardziej zaskakujące dla nas było zachowanie Wadima. Najspokojniejszy do tej pory "dodatek do poduszek" na naszej kanapie nagle zamienił się w groźnego drapieżcę, niemal całodobowo patrolującego wszystkie zakamarki swojego "zagrożonego" terytorium. Kocur nagle zaczął wydawać się większy, silniejszy, stale niespokojny i wszystko wyglądało na to, że ma ochotę na porządną kocią bijatykę. Mieliśmy nadzieję, że sytuacja ta nie potrwa długo i wkrótce będziemy mogli zacząć poruszać się swobodnie po swoim domu, bez ciągłego zamykania za sobą drzwi. Po kilku dniach nastąpiło to, co musiało nastąpić. Jedno z nas popełniło błąd. Otóż, moja Małżonka weszła do pokoju kotek zapominając zamknąć za sobą drzwi, po czym zajęła się głaskaniem Bufki leżącej na łóżku.
Kocur wykorzystał okazję. Bezszelestnie, niczym duch, zakradł się za plecy Małżonki, dwoma wielkimi susami przeskoczył nasze małżeńskie łoże i wskoczył pod łóżko, pod którym siedziała Balladyna. Dalsza akcja nastąpiła tak szybko, że mrugnięcie oka wydawać mogło by się wiecznością. Rozpoczął się zaciekły pościg, który Balladyna zakończyła z wbitymi w tapetę pazurami, półtora metra nad poziomem podłogi, a Wadim dostał tęgie lanie od swojej Pani, którym zresztą wyraźnie nie bardzo się przejął.
Od tego momentu nie tylko separowaliśmy oba "zwaśnione obozy", ale przyjęliśmy zasadę, że sypialnię można otwierać dopiero po szczegółowym ustaleniu aktualnej lokalizacji Wadima. Co ciekawe, nie było żadnych problemów między Bufką i Wadimem, a do ekscesów dochodziło jedynie między Wadimem i Balladyną. W pewnym momencie mieliśmy całej tej sytuacji już serdecznie dosyć i postanowiliśmy zacząć przyzwyczajać zwierzaki do siebie pod naszą ścisłą kontrolą. Początkowo zamykaliśmy kocura w kontenerku a panienkom pozwalaliśmy spacerować wokół niego, a później na zmianę wypuszczaliśmy kocura podczas gdy kotki zajmowały kontenerek. W ten sposób zwierzaki oswajaliśmy ze sobą. Wszystko zaczęło w końcu wskazywać na to, że jest już możliwe połączenie stada. Postanowiliśmy zrobić generalną próbę spotkania, ale już bez podróżnego kontenerka. Bardzo starannie się do tego doniosłego wydarzenia przygotowaliśmy. Ja pożyczyłem od naszego Synka wspaniały i bardzo donośny karabinek na wodę, będący co roku postrachem naszej rodziny w czasie dyngusów, a Małżonka przygotowała tęgi oręż w postaci ciasno zwiniętych gazet.
Kot na drzewie oddział

Gdy nadeszła godzina próby Bufka i Balladyna zostały zgromadzone na łóżku sypialni, frontem do przewidywanego kierunku wadimowego "natarcia" a miejsca na obu flankach zająłem ja z Małżonką. Po dokonaniu ostatnich taktycznych uzgodnień wstrzymaliśmy oddechy i otworzyliśmy drzwi. Zaczęło się. Po kilku sekundach w drzwiach naszej sypialni pojawił się ON, Wadim, pan i władca sąsiedniej krainy, wkraczający na nowy teren w celu jego objęcia i wprowadzenia swoich porządków.
Pamiętając jak szybkie potrafią być koty, jeśli tego chcą, w najwyższym skupieniu obserwowaliśmy rozwój wypadków. Swoją drogą pocieszny musiał to być widok. Małżonka, niczym samuraj, trzymająca uniesiony papierowy "miecz", dwie kotki i ja pochylony nad celownikiem wodnego karabinka zabawki. Wróćmy jednak do Wadima. Okazało się, że kocur, wbrew przewidywaniom, tym razem nie miał zamiaru atakować Balladyny, a jedynie spokojnie i ostrożnie zwiedzał dawno nie widziany pokój. Prawdopodobnie pomysł z przyzwyczajaniem zwierząt do siebie przez kratkę kontenerka zdał egzamin. Odłożyliśmy niepotrzebny już oręż, odetchnęliśmy z ulgą i wówczas stało się coś na co byliśmy najmniej przygotowani i co przeszło do legendy naszych domowych, kocich wojen.
Wadim chodząc po sypialni zainteresował się miskami kotek i zaczął jeść ich karmę. Sporo czytaliśmy na temat zachowań zwierząt i byliśmy przekonani, że swoich misek bronią zażarcie jedynie psy w przeciwieństwie do kotów, starających się chronić dla odmiany kuwetę. Wszystko wskazuje na to, że Balladyna ma bardziej psie niż kocie odruchy wojenne, ponieważ na widok kocura posilającego się jej karmą, kotka bez namysłu rzuciła się na niego, wprawiając wszystkich obecnych w osłupienie. Na szczęście odległość ze środka szerokiego łóżka okazała się za duża na bezpośredni skok na Wadima i cały impet rozwścieczonej kocicy trafił w miski, bardzo starannie rozlewając i rozsypując ich zawartość po całym pomieszczeniu. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, włącznie ze zbaraniałym kocurem, Balladyna błyskawicznie przeczołgała się pod łóżkiem i zajęła dogodną pozycję obronną na parapecie.
Od tamtej pory straciliśmy orientację kogo przed kim właściwie powinniśmy chronić i przestaliśmy się niemal w ogóle wtrącać w relacje między kotami, które jak się później okazało potrafią świetnie się dogadywać między sobą, a my jesteśmy tylko obserwatorami kolejnych sojuszy, zabiegów dyplomatycznych i oczywiście lokalnych, krótkotrwałych, podjazdowych wojen.


http://www.kocipysiek.pl/Dokocenie.html

1 komentarz:

  1. ja i tak jestem przerazana moja kotka zachowuje sie jakby chciała zabic małego niby udaje ze go olewa a jak tylko ma okazje to go atajuje bardzo agresywnie

    OdpowiedzUsuń